piątek, 15 sierpnia 2014

Salarias Fasciatus - metamorfoza

Salarias trafiła do mojego akwarium głównie w celu eliminacji glonów, które jak to w nowo założonym akwarium bywa, i u mnie miały swój czas i plagi mi nie oszczędziły. Spieszę jednak dodać, że nie tylko to było powodem jej sprowadzenia. Ślizgi już dawno zauroczyły mnie swoim nietypowym, zupełnie nierybim zachowaniem jak również wyglądem. Pamiętam jak będąc nad Morzem Czerwonym niczym zahipnotyzowany mogłem godzinami gapić się w te przeurocze stworki wyskubujące glony ze skał. Czasami wręcz wychodziły z wody niczym traszki i na tych swoich dwóch niby nóżkach niby płetwach zwinnie manewrowały po mokrych i śliskich skałach nabrzeża. 

Widziałem też Salarias wielokrotnie w akwariach i tam również swoim zachowaniem i wyglądem nadawały całemu otoczeniu wręcz bajkowego charakteru.

Gdy Salarias trafiła do mnie, to już od pierwszego dnia miałem wrażeniem, że czuje się tu jak w raju. Masa smakowych glonów, cała sterta kamieni i sporo miejsca do pływania. Niczym w amoku wyrywała całe kępy glonów, jej apetyt zdawał się nie mieć końca. Baloniasto nadęty brzuch i nieustanne kupczenie :) i z pewnością nie osowiałość, bo nikt tak nie tryska energią jak Salarias. Kiedy już całkiem wyskubała zielone kłaczki Debrasia, kolej przyszła na inne gatunki glonów, w końcu nawet i sałata morska się nie uchowała.


W ciągu miesiąca w moim 300 litrowym zbiorniku z  40 kg skały nie było już żadnych widocznych glonów. Nawet czerwone glony wapienne były w odwrocie - te niestety padły ofiarą krabów i niektórych ślimaków, które nie miały szans współzawodniczyć z tym glonowym terminatorem.

Później niestety przyszedł czas posuchy. Salarias ciągle zeskrobywała coś ze skał i szyb, ale szczerze mówiąc to nie bardzo wiem co bo gołym okiem nic tam nie było widać. Nie była już też tak gruba jak wcześniej. Zacząłem się o nią martwić. Nie chciała bowiem przyjmować żadnych innych pokarmów, czy to  sztucznych w postaci tabletek glonowych (ze spiruliną) czy to mrożonek, którymi karmiłem koralowce i krewetki. Z każdym tygodniem Salarias zdawała się wręcz maleć, zanikać w sobie. Ale energii nie traciła. Ciągle było jej pełno w akwarium. Te jej ciągłe walki z własnym odbiciem w szybie. Baa, nawet walki z moją ręką gdy musiałem dokonać jakiś zmian w akwarium. Niejeden raz poczułem jej szorstkie podniebienie na swojej skórze. 

I tak mijały kolejne miesiące. 

Dnia pewnego postanowiliśmy, że w akwarium mogło by być więcej rybek, spokojne kolorowe gatunki wniosłyby trochę więcej życia i atrakcji. Poza tym w akwarium, z powodu braku jako takich drapieżników mocno namnożyły się kiełże oraz krewetki Wundermani. Kiełże były już w takich ilościach oraz tak bardzo pewne siebie, że zaczęły atakować niektóre koralowce. W ten sposób straciłem dwie przepiękne Blastomussa jak również sporą część Acanthastrea ale również niektóre Zoanthus. Możliwe, że strata tych koralowców była wynikiem jeszcze innych czynników, podejrzenia padły również na kraby i krewetki Wundermani. Wszystkie te zwierzęta udało się kilka razy przyłapać w niejednoznacznych kontaktach z tymi właśnie koralowcami. Większość krabów udało się wyłowić (na szklankę) o czym pisałem już wcześniej, 2 z 3 krewetek też trafiły do refugium, tylko kiełży nie było jak wyłapać. 


W końcu przyszedł czas na zakupy i do akwarium dołączyła parka Ptherapogon, jeden Amphiprion (Błazenek) oraz przepiękny, błękitny Mandaryn Wspaniały. I w tym włśnie momencie nastąpiła rzecz niezwykła - metamorfoza. Już drugiego dnia podczas karmienia ryb, Salarias czy to z zazdrości czy to z łakomstwa, a może i z ciekawości nagle dołączyła się do uczty. Ta przemiana była niesamowita i wręcz niewiarygodna. Zupełnie z dnia na dzień Salarias zaczęła jeść dosłownie wszystko. Przed porą karmienia wsuwała piasek, tak piasek. Jadła go całymi garściami. Jej brzuszek na nowo wypełnił się niczym balon. Zasmakowała też w glonowych tabletkach, które niczym szalony drapieżca rozrywała na drobne kawałki i nie pozwalała choćby najdrobniejszej kruszynce uciec przed pożarciem. Kiedy nastawał czas karmienia (czy to mrożonkami czy karmą suchą), wraz z innymi rybkami ustawiała się w szeregu i niczym na olimpijskich zawodach to ona pierwsza musiała wyłapywać wszelkie pływające kawałki prosto z wodnej toni. Nawet szybkie Ptherapogon nie miały z nią szans. Od momentu wprowadzenia tych kilku spokojnych rybek Salarias je wszystko. Nawet koralowców nie oszczędza wyrywając ich nieliczne zdobycze. Kiedyś bujnie rozwinięta Turbinaria, teraz nieustannie kąsana prawie zupełnie nie wystawia swoich polipów. 



Kiedy tylko zauważyła, że faworyzuję Mandaryna podtykając mu pod nos mrożonki, ma na niego baczne oko i często podczas karmienia nie odstępuje go na więcej niż długość ciała. Ten nie bardzo sobie z tego robi problem, tak jak i pozostałe rybki zresztą. Wszyscy zdają się lubić jeśli nie kochać Salarias. Mandarynowi nie przeszkadza nawet to, że czasami szalony ślizg niemal wozi się na jego grzbiecie delikatnie smakując jego welonowe płetwy co wygląda trochę jak jakieś zaloty. 

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że wszystkie rybki zdają się cieszyć ze swojego towarzystwa, a ich apetyt utwierdza mnie w przekonaniu, że są zdrowe i zadowolone. Cóż więcej oczekiwać. 

Salarias nie jest jednak łatwym obiektem do fotografowania. Niby często można ja podziwiać odpoczywającą w bezruchu, jednak wystarczy sięgnąć po aparat, a ta natychmiast zrywa się aby wywijać te swoje szalone ewolucje. Do tego dostosowuje jaskrawość i barwę prążków na swojej skórze, tak że na zdjęciach zdaje się znikać wtopiona w tło.