sobota, 13 lutego 2016

Atak obcych

Pewnego sobotniego popołudnia, tuż po podmianie wody, w akwarium rozegrała się iście nieziemska akcja. Pobudzone nagłą zmianą parametrów wody, ukryte w skałach wężowidła, nagle i jak na rozkaz wypełzły ze swoich kryjówek i zaczęły wspinać się na wszelkie możliwe wzniesienia. Wystające skały i koralowce dosłownie w kilka krótkich sekund zakryte zostały plątaniną długich, rzęskowatych macek. Scena niczym atak kosmitów z filmu Stevena Spielberga "Wojna światów" (War of the Worlds).


Zwykle nieśmiałe, niechętnie wystawiające się na widok, szczególnie w pełnym południowym oświetleniu, teraz niczym w amoku, jeden po drugim wspinały się na swoich długich i upiornych nogach, aby jeszcze bardziej wystawić się w nurt wody. Wzniesione tak w ekstazie zbiorowego podniecenia, jeden za drugim zaczęły wypuszczać do wody tysiące gamet. Inwazja się rozpoczęła!



Dopiero co podmieniona woda, jeszcze chwile temu krystalicznie przejrzysta nagle niczym pod wpływem wampirzej mgły stała się mlecznie mętna.


Wężowidła Ophiocoma pumila, bo to o nich mowa, postanowiły dać upust naturalnej żądzy prokreacji i przystąpiły do zbiorowego tarła. 




Znalazł się też amator wężowidłowego kawioru :)



Inwazja, jak szybko się rozpoczęła tak też szybko się zakończyła i wszystko wróciło do poprzedniego porządku. Nie potrzeba było kolejnej podmiany wody, wata filtracyjna w zupełności wystarczyła.





sobota, 7 lutego 2015

Aż dziw, że to też jest zwierze

Gąbki to dość specyficzne zwierzęta. Zwykło się mówić, że ich pojawienie się świadczy o dojrzałości zbiornika oraz o jego dobrych parametrach (jak miło :) ). Aczkolwiek ja bym się jednak do tego stwierdzenia mocno nie przywiązywał. Ogólnie wiadomo przecież, że gąbki dość szybko pojawiają się nawet w stosunkowo świeżych i mało doskonałych zbiornikach. Nie mniej jednak, bardzo ważna informacja to taka, że gąbki są niesłychanie pożyteczne w akwarium. Po pierwsze oczyszczają wodę odfiltrowując z niej związki organiczne, nieorganiczne, bakterie, itp. A z drugiej strony ze względu na specyfikę budowy ich ciała oraz fizjologię, gąbki uwalniają do wody całe masy organicznych związków węgla (zużyte komórki przewodu pokarmowego gąbek - komórki kołnierzykowe - ciekawy artykuł KORALE  1/2012), które to związki są doskonałym pokarmem dla koralowców. Dlatego też, pojawienie się gąbek utożsamia się z poprawą jakości wody, gdyż idzie to zwykle w parze z przyspieszeniem wzrostu koralowców - zaskakująca zbieżność :)

Bardzo ciekawe video pokazujące, w jaki sposób gąbki filtrują wodę w celu zdobywania pokarmu i oczyszczania się można zobaczyć tutaj

U mnie jako pierwsze i to dość obficie pojawiły się gąbki Sycon Sp., które jednak z czasem zaczęły zanikać i teraz już tylko kilka widać jeszcze na skałach. Gąbki te rosły wszędzie, na szybach, na pompach, ruchach i oczywiście na skałach.


Później na skałach pojawiły się biało-szare i trochę niepozorne Pleraplysilla cf. australis. Gąbki te zwykle obrastały zacienioną część skały, nieznacznie wychodząc na jej oświetloną część. Głęboko w ciemnościach grot skalnych najlepiej się też prezentują, niestety ciężko jest im tam zrobić zdjęcie. 



Wraz z Duncanopsammia Sp. do akwarium trafił kawałem gąbki Carteriospongia foliascens, której najwyraźniej warunki w moim akwarium bardzo pasują. W dość krótkim czasie opanowała sporą część zbiornika. Teraz muszę ją sukcesywnie usuwać gdyż zaczyna zasłaniać koralowce. Gąbka ta jest dość ciekawie ubarwiona, gdyż jasno szaro-biała w zacienionych miejscach, stopniowo ciemnieje do prawie czerni w pełnym naświetleniu.


Później kupiłem wspaniałą gąbkę niebieską Haliclona sp.. Niestety jest to chyba najtrudniejsza z gąbek jakie posiadam. Nie mogę powiedzieć, żeby rosła w jakimś zauważalnym stopniu. Początkowo widocznie się kurczyła, ale gdy zacząłem regularnie dodawać preparat "Spong Power" gąbka bardzo powoli odbudowała część swojej tkanki. Poniżej zdjęcie tuż po zakupie i następne pokazujące stan na chwilę obecną. 




Stosunkowo niedawno zaczęły się pojawiać gąbki żółte, prawdopodobnie Calcareous choć identyfikacja jest dość trudna. Gąbka ta najpiękniej rośnie pod skałami w pełnym zacienieniu, pojawia się jednak również na naświetlonych skałach. Ma bardzo żółtą i ciepłą barwę.



Jest też, jeszcze kilka innych rodzajów, które już zupełnie nie jestem w stanie zidentyfikować, jak na przykład ta, lekko beżowa


czy taka, lekko krzaczasta


i ten biały krzaczek, co do którego nie mam pewności, czy jest gąbką czy może jakieś inne dziwne stworzenie. Raczej nie jest to glon bo rośnie w sporym zacienieniu. 


Czy gąbki rzeczywiście są dopingują koralowce? Trudno mi powiedzieć. Obecność gąbek w akwarium z pewnością cieszy oko.

niedziela, 2 listopada 2014

Mandaryn z czosnkiem


Mandaryn wspaniały - zaiste, to niesamowita ryba, piękna, niezwykle kolorowa i ciekawa. Ona nie pływa ale unosi się w wodzie niczym koliber nad kwiatem. Zamiast skrzydeł z gracją wachluje delikatnym błękitnym welonem płetw bocznych.

Nie mogę narzekać na swojego Mandaryna, jest bardzo spokojny, a jednocześnie niezwykle aktywny. Typowym dla mandarynów posuwistym ruchem penetruje wszelkie możliwe zakamarki skał, skubiąc to tu to tam. Gdy przychodzi pora karmienia, chętnie przyjmuje mrożony pokarm podawany pensentą na skały. Ma kilka ulubionych miejsc, w których niezbyt silny prąd pozwala mu jeść w specyficzny dla siebie sposób, roztropny, przemyślany i stosunkowo powolny. Ale nie ulegajmy złudzeniu, mandaryn potrafi być równie szybki, wręcz błyskawiczny zarówno w zdobywaniu pożywienia jak i przemieszczaniu się między skałami. On po prostu preferuje umiarkowany pośpiech - cieszy się chwilą, że tak powiem. 

Niestety pewnego dnia, Mandaryn zachorował. Tuż przy jego prawej bocznej płetwie pojawił się biały guz. Początkowo niewielki, w ciągu 2 dni mocno napęczniał, później pękł wydzielając białą maź. Gdy skóra zagoiła się, guz stopniowo przesuwał się w kierunku płetwy, i ostatecznie zatrzymał się tuż u jej nasady. Mandaryn nie zdawał się zbytnio przejmować tym stanem rzeczy. Chore miejsce nie wpływało na jego zachowanie, apetyt i temperament. Nie mniej jednak biała narośl nie wyglądała ani estetycznie ani zdrowo. 






Akurat miałem jeszcze trochę mrożonej Artemii z czosnkiem i witaminami, którą od czasu do czasu karmiłem koralowce. Zacząłem podawać tą mrożonkę Mandarynowi co drugi dzień, na przemian z innymi mrożonkami (Mysis, Artemia, gotowe mixy, jaja ryb, ikra homara, czerwony plankton - Wrotka), których używałem do tej pory. Zauważyłem, że biała narośl przestała rosnąc, a być może i nawet zaczęła się zmniejszać. Postanowiłem więc dodawać czosnek do wszystkich pokarmów mrożonych. W tym celu przygotowuję mrożonki w standardowym sposób, a mianowicie to pojemnika z sitkiem wrzucam porcje Mysis/Artemia/Mix, jaja ryb, ikre homara, Wrotkę, zalewam to wodą z akwarium. Mały ząbek czosnku (ewentualnie kawałem większego) rozgniatam i dorzucam do pokarmu. Całość pozostawiam, aż pokarm się rozmrozi, a następnie odstawiam do lodówki na około 1h. po tym czasie odcedzam i wyrzucam czosnek. Tak przygotowany pokarm podaję rybom i koralowcom. 


Po 30 dniach od pojawienia się pierwszych oznak choroby, Mandaryn jest w pełni zdrów, a na jego skórze nie ma żadnych niepokojących śladów choroby. Muszę również dodać, że nie przekarmiam ryb, Mandaryn dostaje jeść tylko raz dziennie wieczorem, a i tak często co drugi dzień nie wykazuje zainteresowania pokarmem. Możliwe, że w skałach znajduje wystarczająco pożywienia.




piątek, 26 września 2014

Akwarium na wakacjach

Wakacje to chyba najwspanialszy okres roku, piękna ciepła pogoda, długie dni no i oczywiście urlopy :) Niestety wyjazdy urlopowe wiążą się zwykle z pozostawieniem akwarium bez opieki na nieco dłuższy czas niż zazwyczaj no chyba, że posiadamy jakiegoś opiekuna zastępczego. Jeśli jednak koniecznym jest pozostawienie akwarium samemu sobie na więcej niż 3-4 dni, to trzeba się do tego starannie przygotować. Bo jak to mówią, jeśli coś ma się popsuć to z pewnością stanie się to właśnie w tym czasie. 

Ja musiałem w tym roku zostawić akwarium kilka razy na 5-8 dni bez opieki. Przed każdym wyjazdem starałem się jednak bardzo dokładnie do tego przygotować. Poniżej chciałem przedstawić kilka podstawowych punktów, o których warto pamiętać, a przynajmniej, te na które ja zwracałem uwagę.

Woda

Ciężar właściwy powinien być utrzymywany na poziomie 1,023 - 1,025.

Ogólnie wiadomo, że woda paruje. Zjawisko to jest szczególnie nasilone latem, gdy temperatury są wyższe. Moje dotychczasowe obserwacje (robione od stycznia tego roku) pokazują, że w moim akwarium średnie ubytki wody są na poziomie 1,66 litra na dobę co stanowi 0,46% wody w obiegu (maksymalny odnotowany ubytek 2,44 l/dobę 0,67%). Najlepszym rozwiązaniem jest tutaj zastosowanie automatycznej dolewki z odpowiednio pojemnym zbiornikiem na wodę RO. U mnie część akwarium sumpa jest przeznaczona na taki właśnie zbiornik o pojemność około 19,5 litra. Wody wystarcza średnio na 11,8 dnia (8 dni w najgorszym scenariuszu). Trzeba o tym pamiętać planując wyjazd gdyż odparowująca woda jeśli nie jest uzupełniana zwiększa stężenie soli i ostatecznie może spowodować totalną katastrofę. W przypadku konieczności zostawienia akwarium na więcej niż 10 dni, koniecznym byłoby równoległe podłączenie dodatkowego zbiornika metodą naczyń połączonych przez gumowy wężyk. 

Odpieniacz, choć wydaje się być niezbędny do utrzymania właściwej czystości wody, w przypadku pozostawienia na dłuższy czas może przynieść więcej szkody niż pożytku. Po pierwsze, nie oczyszczany znacząco traci swoją wydajność. Zgromadzony na ściankach osad może wtórnie trafiać do akwarium mocno zanieczyszczając wodę. Poza tym, jeśli odpieniacz pracuje na mokro, lub (tak jak to miało miejsce u mnie) nagle z nie bardzo jasnych przyczyn zacznie tak pracować, to po pierwsze pobiera spore ilości wody słonej z układu, która musi być uzupełniona wodą RO, a to będzie mieć wpływ na zasolenie. Po drugie jeśli zbiornik na pianę się przepełni, brudna woda zanieczyści akwarium i katastrofa gwarantowana. Z tego też powodu ja postanowiłem wyłączać odpieniacz całkowicie, jeśli jest on pozostawiony bez kontroli na więcej niż 5 dni. Pomiary przed i po 8 dniach nie wykazały zmian parametrów wody (NO3 - 5ppm, PO4 - 0ppm, KH - 7dKH, Ca - 410ppm, Mg - 1300ppm). 

W przypadku konieczności wyłączenia odpieniacza warto jednak pomyśleć o jakimś zastępczym sposobie oczyszczania wody. U mnie do tego celu użyłem glonów wyższych, które wyrosły na skałach. Głównie jest to: Caulerpa brachypus f. parvifolia, Caulerpa racemosa var. turbinata, Halimeda copiosa, Valonia ventricosa oraz czerwone glony wapienne. W czasie tej 8-mio dniowej przerwy, wymienione glony bardzo mocno rozrosły się w akwarium, a to oznacza skutecznie wyciągały z wody związki azotowe i fosforany. Po powrocie bardzo łatwo mogłem te glony przerzedzić, a perłowe kulki Valonia ventricosa po prostu odciągnąć wężem. 


Odpowiednie parametry Ca, Mg oraz KH utrzymywane były w normie przez zastosowanie metody Ballinga z wykorzystaniem automatycznych dozowników. Należy się upewnić, że preparatów wystarczy na wyjazdowy okres.

Przed wyjazdem warto też dodać do akwarium porcję bakterii. 

Orurowanie

Należy pamiętać, że we wszystkich rurach transportujących wodę z czasem osiedlają się glony oraz bakterie. To z czasem zmniejsza sprawność całego orurowania. W najgorszym przypadku może to rozlegulować system co może na przykład prowadzić do niepotrzebnego dodawania wody z automatycznej dolewki, przegrzewania się pomp, lub niewłaściwym działaniem systemów zabezpieczeń przed przelaniem wody. Warto więc przed dłuższym wyjazdem oczyścić rury, pompy oraz wszelkie otwory zabezpieczające (jak np. ten nie pozwalający zaciągać wstecznie większej ilości wody z akwarium w przypadku zaniku zasilania). 

Warto też sprawdzić połączenia wszelkich wężyków dozujących. Raz miałem przypadek, że taki wężyk wysunął się i cała zawartość butelki z preparatem na KH wylądowała na podłodze, całe szczęście nie było tego dużo. 

Karmienie


Jeśli w akwarium są jedynie koralowce posiadające symbiotyczne glony zooksantelle, to właściwie ten punkt można sobie darować. Ale jeśli wśród naszych podopiecznych są też rybki i inne zwierzątka wymagające dokarmiania, wówczas należy pomyśleć o automatycznym karmniku. Ja swój ustawiam na 4 karmienia z minimalnym dozowaniem. Karmnik zasypany jest mieszanką różnych pokarmów od najdrobniejszych, takich jak Reef pearls, Coral V-Power, po mieszanki pokarmów dla większych ryb (np. blazenków). 

Reasumując, o przygotowaniu akwarium na takie wyjazdy trzeba już myśleć na etapie jego projektowania, a już z pewnością na etapie osprzętowania czy gdy wybieramy obsadę koralowców, ryb i innych. 



piątek, 15 sierpnia 2014

Salarias Fasciatus - metamorfoza

Salarias trafiła do mojego akwarium głównie w celu eliminacji glonów, które jak to w nowo założonym akwarium bywa, i u mnie miały swój czas i plagi mi nie oszczędziły. Spieszę jednak dodać, że nie tylko to było powodem jej sprowadzenia. Ślizgi już dawno zauroczyły mnie swoim nietypowym, zupełnie nierybim zachowaniem jak również wyglądem. Pamiętam jak będąc nad Morzem Czerwonym niczym zahipnotyzowany mogłem godzinami gapić się w te przeurocze stworki wyskubujące glony ze skał. Czasami wręcz wychodziły z wody niczym traszki i na tych swoich dwóch niby nóżkach niby płetwach zwinnie manewrowały po mokrych i śliskich skałach nabrzeża. 

Widziałem też Salarias wielokrotnie w akwariach i tam również swoim zachowaniem i wyglądem nadawały całemu otoczeniu wręcz bajkowego charakteru.

Gdy Salarias trafiła do mnie, to już od pierwszego dnia miałem wrażeniem, że czuje się tu jak w raju. Masa smakowych glonów, cała sterta kamieni i sporo miejsca do pływania. Niczym w amoku wyrywała całe kępy glonów, jej apetyt zdawał się nie mieć końca. Baloniasto nadęty brzuch i nieustanne kupczenie :) i z pewnością nie osowiałość, bo nikt tak nie tryska energią jak Salarias. Kiedy już całkiem wyskubała zielone kłaczki Debrasia, kolej przyszła na inne gatunki glonów, w końcu nawet i sałata morska się nie uchowała.


W ciągu miesiąca w moim 300 litrowym zbiorniku z  40 kg skały nie było już żadnych widocznych glonów. Nawet czerwone glony wapienne były w odwrocie - te niestety padły ofiarą krabów i niektórych ślimaków, które nie miały szans współzawodniczyć z tym glonowym terminatorem.

Później niestety przyszedł czas posuchy. Salarias ciągle zeskrobywała coś ze skał i szyb, ale szczerze mówiąc to nie bardzo wiem co bo gołym okiem nic tam nie było widać. Nie była już też tak gruba jak wcześniej. Zacząłem się o nią martwić. Nie chciała bowiem przyjmować żadnych innych pokarmów, czy to  sztucznych w postaci tabletek glonowych (ze spiruliną) czy to mrożonek, którymi karmiłem koralowce i krewetki. Z każdym tygodniem Salarias zdawała się wręcz maleć, zanikać w sobie. Ale energii nie traciła. Ciągle było jej pełno w akwarium. Te jej ciągłe walki z własnym odbiciem w szybie. Baa, nawet walki z moją ręką gdy musiałem dokonać jakiś zmian w akwarium. Niejeden raz poczułem jej szorstkie podniebienie na swojej skórze. 

I tak mijały kolejne miesiące. 

Dnia pewnego postanowiliśmy, że w akwarium mogło by być więcej rybek, spokojne kolorowe gatunki wniosłyby trochę więcej życia i atrakcji. Poza tym w akwarium, z powodu braku jako takich drapieżników mocno namnożyły się kiełże oraz krewetki Wundermani. Kiełże były już w takich ilościach oraz tak bardzo pewne siebie, że zaczęły atakować niektóre koralowce. W ten sposób straciłem dwie przepiękne Blastomussa jak również sporą część Acanthastrea ale również niektóre Zoanthus. Możliwe, że strata tych koralowców była wynikiem jeszcze innych czynników, podejrzenia padły również na kraby i krewetki Wundermani. Wszystkie te zwierzęta udało się kilka razy przyłapać w niejednoznacznych kontaktach z tymi właśnie koralowcami. Większość krabów udało się wyłowić (na szklankę) o czym pisałem już wcześniej, 2 z 3 krewetek też trafiły do refugium, tylko kiełży nie było jak wyłapać. 


W końcu przyszedł czas na zakupy i do akwarium dołączyła parka Ptherapogon, jeden Amphiprion (Błazenek) oraz przepiękny, błękitny Mandaryn Wspaniały. I w tym włśnie momencie nastąpiła rzecz niezwykła - metamorfoza. Już drugiego dnia podczas karmienia ryb, Salarias czy to z zazdrości czy to z łakomstwa, a może i z ciekawości nagle dołączyła się do uczty. Ta przemiana była niesamowita i wręcz niewiarygodna. Zupełnie z dnia na dzień Salarias zaczęła jeść dosłownie wszystko. Przed porą karmienia wsuwała piasek, tak piasek. Jadła go całymi garściami. Jej brzuszek na nowo wypełnił się niczym balon. Zasmakowała też w glonowych tabletkach, które niczym szalony drapieżca rozrywała na drobne kawałki i nie pozwalała choćby najdrobniejszej kruszynce uciec przed pożarciem. Kiedy nastawał czas karmienia (czy to mrożonkami czy karmą suchą), wraz z innymi rybkami ustawiała się w szeregu i niczym na olimpijskich zawodach to ona pierwsza musiała wyłapywać wszelkie pływające kawałki prosto z wodnej toni. Nawet szybkie Ptherapogon nie miały z nią szans. Od momentu wprowadzenia tych kilku spokojnych rybek Salarias je wszystko. Nawet koralowców nie oszczędza wyrywając ich nieliczne zdobycze. Kiedyś bujnie rozwinięta Turbinaria, teraz nieustannie kąsana prawie zupełnie nie wystawia swoich polipów. 



Kiedy tylko zauważyła, że faworyzuję Mandaryna podtykając mu pod nos mrożonki, ma na niego baczne oko i często podczas karmienia nie odstępuje go na więcej niż długość ciała. Ten nie bardzo sobie z tego robi problem, tak jak i pozostałe rybki zresztą. Wszyscy zdają się lubić jeśli nie kochać Salarias. Mandarynowi nie przeszkadza nawet to, że czasami szalony ślizg niemal wozi się na jego grzbiecie delikatnie smakując jego welonowe płetwy co wygląda trochę jak jakieś zaloty. 

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że wszystkie rybki zdają się cieszyć ze swojego towarzystwa, a ich apetyt utwierdza mnie w przekonaniu, że są zdrowe i zadowolone. Cóż więcej oczekiwać. 

Salarias nie jest jednak łatwym obiektem do fotografowania. Niby często można ja podziwiać odpoczywającą w bezruchu, jednak wystarczy sięgnąć po aparat, a ta natychmiast zrywa się aby wywijać te swoje szalone ewolucje. Do tego dostosowuje jaskrawość i barwę prążków na swojej skórze, tak że na zdjęciach zdaje się znikać wtopiona w tło. 

niedziela, 6 lipca 2014

Modliszkowy intruz

Jak się dzisiaj całkiem nagle okazało, krewetkę modliszkową też w akwarium hodowałem. Zupełnie niespodziewianie około południa przy przedniej ścianie akwarium zobaczyłem dziwne tunele w piachu. Jeszcze rano ich nie było. Przyjrzałem się im uważniej, i zobaczyłem, że w tunelach tych kręci się jakiś dziwny stwór.




Przemieszczał się dość szybko to w jedną to w drugą stronę i naprawdę ciężko było się mu przyjrzeć. Wszystko jednak wskazywało, że jest to krewetka modliszkowa. Wiedziałem jedno, nie jest to zwierze, które chcę mieć w swoim akwarium. Dostała się tutaj pewnie ukryta w żywej skale i dopiero teraz po 8 miesiącach dała się zobaczyć. Nie zwlekając długo postanowiłem skorzystać z tego, że kręci się tak blisko szyby i jednocześnie tak daleko skał i wyłowić ją do siatki. Co też uczyniłem. Zagarnąłem szeroką siatką na ryby sporą część piasku wraz z ukrytą w nim krewetką. Ta, szybko wydostała się na powierzchnię ale zdezorientowana łatwo dała się zagarnąć ponownie. Zaraz potem była już w kubeczku. W czasie połowu krewetka straciła jeden wielki szczypiec, który wgryzł się w oczka siatki. 





Trochę miałem dylemat co z nią teraz zrobić? Wiem jedno, w akwarium jej nie chcę ale czy mogę ją zostawić w refugium? Ryzyko, że przedostanie się do zbiornika głównego było jednak zbyt wysokie. 
Niestety, ostatecznie krewetka skończyła jako karma dla Wundermani. 


W akwarium często słychać dziwne stukania jakby o szybę, zawsze myślałem, że to kraby teraz jednak już sam nie wiem. Pomimo wyłowienia tej krewetki, dziwne stukania pojawiają się nadal. 



Szklanką w kraby

Lato się zaczęło, pogoda piękna, wyjazdy, goście, spędzanie czasu poza domem - jakoś nie ma czasu na bloga.

Jednego poranka zauważyliśmy, że w akwarium, przepiękna Blastomussa Wellsi została paskudnie podgryziona, a pojedyncza szczepka Merleti niemal całkiem zjedzona. Dolne polipy tej pierwszej na wpół zjedzone na wpół poszarpane. Straszna rzecz i wielka szkoda. Wina padła na kraba, który w wieczór przed tym wydarzeniem kręcił się w pobliżu obskubując skały. I choć pewności nie mam bo w końcu na gorącym uczynku nikogo nie przyłapałem, jednak dmuchając na zimne postanowiłem wyłapać wszystkie kraby z głównego zbiornika. Łatwo powiedzieć ale jak to zrobić?

W internecie przestudiowałem różne sposoby, żadnego nie mogłem jednak użyć danego dnia. Wymyśliłem więc coś innego. Na polowanie na kraby uzbroiłem się w zwykłą szklankę. Wrzuciłem do niej połamaną tabletkę glonową i ustawiłem w akwarium, opartą o skałę gdzie mieszkał krab.


Choć raczej nie spodziewałem się sukcesu, szklanka okazała się pułapką doskonałą, już pierwszej nocy wpadł do niej oskarżony krab. Drugiej nocy kolejny i podobnie trzeciej. I tak trzy spore kraby zostały przeniesione do refugium. 






Niestety dalsze noce nie przynosiły już takich plonów, przez kolejne dni nic do szklanki nie wpadło. w międzyczasie rozwinąłem nieco pułapkę przerabiając dwa plastykowe spore korki od kosmetyków. W jednym lutownicą wypaliłem sitko i uszczelniając gumkami recepturkami włożyłem do drugiego. W przerwę pomiędzy korkiem a sitkiem wrzuciłem trochę mrożonego Mysis i tabletkę glonową, wszystko obciążyłem i ustawiłem podobnie jak szklankę. Taka konstrukcja zabezpieczała przynętę przed wypłukaniem przez nurt wody oraz przed kradzieżą, której mogły by się dopuścić krewetki. No i co więcej była mniejsza a przez to mogłem ją umieścić w mniej dostępnych miejscach. 





Pierwsze próby były jednak bezowocne i na sukces należało poczekać prawie tydzień. W końcu jednak udało się i kolejny krab wylądował w refugium. 



Na chwilę obecną wiem, że w skale jest jeszcze jeden maleńki krabik oraz, że powinien być gdzieś jeszcze jeden i to ogromniasty czarny, niestety tego drugiego nie widziałem już kilka miesięcy. 

W zbiorniku głównym są też jeszcze dzikie kraby filtratory, ale tych raczej nie będę wyławiał bo nie wydaje mi się żeby stanowiły jakieś niebezpieczeństwo.