niedziela, 26 stycznia 2014

Pierwsza ofiara losu

Już o tym pisałem, wraz z zakupionymi swego czasu małymi szczepkami korali miękkich, Zoanthus do akwarium trafił ślimak nagoskrzelny Oxynoe Sp. 01.



To niegroźny ślimak żywiący się glonami (http://pl.reeflex.net/tiere/2913_Oxynoe_sp01.htm) dedykowany raczej doświadczonym akwarystom. I niestety muszę potwierdzić to ostatnie stwierdzenie.

Jeszcze pierwszego dnia Oxynoe trafił do refugium, nie wiedziałem bowiem z czym dokładnie mam do czynienia. Z reguły ślimaki nagoskrzelne nie są pożądane w akwariach morskich ze względu na ich upodobania kulinarne lub ewentualnie toksyczność - mogą zagrażać akwaryście. Dlatego też na czas identyfikacji, wysłałem go do izolatki. W refugium miał do dyspozycji, kilka kawałków żywej skały obrośniętej różnymi rodzajami glonów, kraba, kilka rurówek, wieloszczetów oraz wężowideł. Niestety już następnego dnia rano, Oxynoe beztrosko przechadzał się po skałach głównego akwarium. Widać nie straszna mu była pompa główna.




Ponieważ w międzyczasie udało mi się zidentyfikować do jakiej grupy należy, i upewniwszy się, że nie stanowi zagrożenia pozwoliłem mu pozostać w głównym akwarium. Muszę przyznać, że chyba mu się tam bardzo podobało. Wykazywał aktywność w ciągu dnia, gdzie w blasku sztucznego słońca uparcie przemieszczał się ze skały na skałę dzielnie walcząc z silnym prądem wody. Wyglądało to dość niezgrabnie ale i bardzo komicznie. Ślimak ten wydaje się przyczepiać do podłoża za pomocą jedynie dwóch punktów swojego ciała, przy czym jeden z tych punków znajduje się tuż przy jego końcu a drugi to lekko pomarańczowy pyszczek. Jak tylko więc podnosił głowę do góry, a robił do dość często, sprawiając wrażenie jakby rozglądał się po okolicy, jego ciałko drżało kołysane wirami wody we wszystkich możliwych kierunkach.


Było z tym koleżką naprawdę wiele radochy, można było go obserwować niemal bez końca. Zaletą niewątpliwie była jego odwaga, która pozwalała mu wypuszczać się na jaskrawo oświetlone skały podczas gdy reszta mieszkańców stanowczo tego unikała, kryjąc się głęboko w czerni skalnych grot. Niestety odwaga ta przyczyniła się również do jego zguby. 

W pewnym momencie przerażony ilością odkrywanych w szczelinach skał Aiptasia Sp. wpadłem niejako w panikę, że to już plaga i że działać trzeba natychmiast. Ze względu na trudno dostępne miejsca gdzie ta Szklana Róża wyrastała nie byłem w stanie zadziałać odpowiednim preparatem. Uznałem więc, że tak polecane krewetki Lysmata Wundermani będą najlepszym rozwiązaniem.

Mniemając, że to bardzo płochliwe i małe krewetki, które preferują stadne życie i tylko w stadzie są w stanie polować na Szklane Róże, kupiłem 3 sztuki.



Krewetki naprawdę sprawnie poradziły sobie z wyznaczonym zadaniem. Już na drugi dzień od wpuszczenia wytępiły wszystkie widoczne Szklana Róże!

W tym też czasie dowiedziałem się, że krewetki te polują również na inne mniejsze skorupiaki i robaczki żyjące w skale. Szybko więc odłowiłem niespełna półtora centymetrowego Oxyone i przeniosłem do refugium. Temu się jednak tam nie podobało bo już w dwa dni później znalazł drogę do akwarium głównego. Próbowałem go przekonać do refugium jeszcze 2 razy, niestety zawsze z tym samym skutkiem. W końcu uznałem, że prędzej potnie go pompa niż krewetki. Ślimak został więc w akwarium głównym, gdzie w pełni kosztował z kąpieli słonecznych.


Aż pewnego dnia zniknął, a na pisaku leżał dziwny kawałek czegoś co do złudzenia przypominało fragment jego delikatnego ciałka. Nigdy więcej nie widziałem już Oxyone. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz